Oklepany banał, że mikroświat się kurczy, mówi nam dziś tylko połowę prawdy. Mikroświat może i powoli zmniejsza swoją liczebność (w mojej opinii – wielokrotnie przeszacowywaną w różnych analizach) ale jednocześnie rozszerza w tym sensie, że rosną dystansy między poszczególnymi państwami, jak w modelu rozszerzającego się wszechświata.
Kiedy próbuję sobie przypomnieć okres mojej wirtualnej młodości (2005-2008), to zdaje mi się, że spotkania między różnymi nacjami były codziennością. Jednocześnie – było mniej wydarzeń, które miały to stymulować. Dziś jak nie Mundial, to OurSound, jak nie Festiwal Intelektualnej Masturbacji to Dni Przyjaznego Dotykania Się Siusiakami. Mimo to – te jednorazowe wydarzenia są raczej nieudaną próbą wskrzeszenia dawnego ruchu.
Poboczną przyczyną albo zjawiskiem towarzyszącym – ciężko tu formułować jednoznaczne wnioski – zerwania więzi jest tak techniczna sprawa jak ewolucja sposobów komunikacji w mikroświecie. Kiedy obumierać zaczęło popularne w mikroświecie Gadu-Gadu, a popularność zdobyły wiadomości na fejsie zerwana została naturalna ścieżka komunikacji, gdyż w naturalny sposób Facebook, jako mocno związany z realem, nie jest kanałem który udostępniamy każdemu.
Witam WE! Z tej strony…
– niemal każdy mikronauta na GG w latach 2005-2010
Nie tylko prywatne kanały komunikacji dotknął problem. Umarło Forum Mikronacje, Planeta – w porównaniu do tamtych czasów – ledwie zipie (co jest wskaźnikiem stanu mikronacyjnej prasy). Martwa też (a przynajmniej nieziemsko zaśmiecona, nieaktualizowana w przeważającej) jest Micropedia. Z organizacji międzynarodowych żyje tylko Mikroświatowa Unia Piłkarska – choć chyba już bardziej z rozpędu niż z faktycznego entuzjazmu.
Paradoksalne jest, że choć wiele państw rozluźniło prawne kołnierze w zakresie obcych obywatelstw, obejmowania funkcji publicznych i tak dalej, to z drugiej strony społeczne podejście do takich podróży i wielopaństwowości uległo (i nadal ulega) zaostrzeniu. Dziś łatka „kosmopolity” jest obelgą, mimo że niekiedy Ci podróżnicy to jedyne źródło wiedzy o odległych państwach. Kiedyś to, że ktoś założył sobie na boku jedno czy dwuosobową mikronacyjkę było raczej przedmiotem kpin niż poważnej krytyki czy oskarżeń o zdradę.
Można się zastanowić, czy za złą opinię odpowiadają faktyczne przypadki szkodliwych kosmopolitów. Czy takie faktycznie były? Ciężko mi przypomnieć sobie faktycznie szkodliwego kosmopolitę. Były przypadki takie jak Aleksander Nowak (kariera w Sarmacji, potem w Scholandii) czy Kaworu Nagisa (Dreamland, Scholandia i wreszcie Erboka), gdzie jednak problemy wynikały raczej z osobistych cech, a nie kosmopolityzmu jako takiego. Mamy oczywiście skrajny przykład Pela Nandera, zapisującego się do każdej jednej nanonacji – głównie po to, żeby nanieść ją na mapę i wrzucić artykuł na Micropedię. Mimo to nie przypominam sobie, żeby faktycznie zrobił krzywdę komuś innemu niż mikronacyjnej kartografii. Być może czytelnicy przypomną mi jakichś dawnych Zaników Niszczycieli?
Dzisiejszy artykuł nie ma morału, gdyż w swojej istocie jest trochę stetryczałym wspominaniem „jak to drzewiej bywało”. Z chęcią jednak usłyszałbym opinie innych tetryków, czy też mają takie wspomnienia. Może to tylko moje indywidualne doświadczenia? Albo starość zaćmiła mi pamięć? Wypowiedzcie się (albo wykwiczcie, jeżeli jesteście Zanikiem)!
Aż się cały zapociłem w trakcie lektury. Komu mam wylizać dupę, żeby mnie ponownie wpuszczono na forum?
Ostatnim razem dałem ciała, ale to wina źle dobranych leków. Weterynarz obiecał, że tym razem będzie ok.
Bardzo groźnym wielopaństwowcem jest niejaki Timoteos Stefanosigos. Wystrzegać się jak ognia. Niegroźny w starciu bezpośrednim (chyba że jesteś łóżkiem). Uwaga! Donosi na psy!
nieprawda, bo na koty