Federacja bez sfederowanych

Królestwo Dreamlandu jest federalnym państwem prawa.

ust. 1 art. 1 Karty Konstytucyjnej

Z federalizmu w niegdyś dumnym swoimi silnymi prowincjami Dreamlandzie nie zostało prawie nic. Ot, pusty zapis Konstytucji, który w obecnej sytuacji nie znaczy nic.  Mówi bowiem o państwie federalnym, w którym jednak nie ma podmiotów tejże potencjalnej federacji. Prowincje – obecnie dwie, ze specjalnym dodatkiem Domeny Królewskiej – mają dziś narzucony charakter feudalny, ale pod kontrolą Króla. Co istotniejsze, nie mają przy tym żadnego – definiującego państw federalne – prawnego wpływu na „Centralę”.

Dodajmy do tego parę reliktów nazewniczych – Ustawy Federalne, która to nazwa ma je jedynie oddzielić od ustaw lokalnych zgromadzeń i pojawiająca się co jakiś czas forma „władzy federalnej”, która używana jest wymiennie z „władzą centralną”. Sfera językowa jak zwykle jako ostatnia ustępuje rzeczywistości.

Federalizm obumarł naturalnie, wraz z obumieraniem prowincji. Te powoli, wraz z regresem demograficznym traciły swoją odrębność i albo – jak Furlandia i Luindor – zjednoczyły się, albo jak pozostałe – upadły i weszły w skład Domeny. Scholandia, która wchodziła do Dreamlandu jako skansen jak najbardziej wpisała się w ten model i chyba tylko na fali dobrego samopoczucia, wiary w przyszłość i z uwagi na wczesniejszą niepodległość nie została z miejsca wcielona w skład Domeny.

Okoliczności wymusiły centralizację, która zredukowała prowincje do roli wyłącznie lokalnych delegatur władzy. Praktyka daje im status właściwie samorządnych, choć konstytucyjnie pozostają pod kontrolą Króla jako źródła całości władzy regionalnej. Jednak rzeczywistość dodatkowo zagmatwała kwestię władzy regionalnej.  Otóż wszędzie mamym obecnie podobną sytuację – jednego lidera aktywności, który co najwyżej jest w stanie zaangażować paru pomocników jako wsparcie, ale co do zasady ciągnie region jednoosobowo. W tej sytuacji trudno mówić o jakiejkolwiek formie czy to samorządu, czy nawet faktycznego zarządu Króla – ani społeczność, ani Monarcha nie mają de facto większego wyboru.

Dziś dwie pracujące na różnym poziomie aktywności prowincje i protoprowincjonalna Domena to z pewnością za mało, żeby w kraju przywrócić federalizm w dowolnej, nawet bardzo luźnej formie. Nawet koncepcje obejmujące jakieś „kongresy regionalne” czy inne instytucje zrzeszające wydają się nadmiernie optymistyczne względem potencjału i ewentualnych efektów takich inicjatyw.

Cóż więc zrobić z tym naszym podziałem terytorialnym? W mojej opinii można przyjąć dwa podejścia – „jak działa to nie ruszaj” albo „dostosuj do rzeczywistości”. Ba, można je wręcz połączyć – i nie ingerując w obecnie panujący w praktyce system jedynie go dookreślić od zewnątrz. Zlikwidować zbędne odniesienia do federacji, rozszerzyć możliwości określania ustroju prowincji (dopuszczenie form republikańskich), dookreślić i zdemokratyzować proces powstawania i likwidacji jednostek terytorialnych. To nie jest konieczna zmiana – ale byłaby krokiem naprzód w udoskonalaniu obowiązującego prawa i jego liberalizacji.

Podsumowując – żegnaj, Federacjo. Z dawnych Pięciu Prowincji, które istnieją już tylko w nazwie naszego kanału IRC, zostały nam smętne trzy kikuty. Jakkolwiek mogą być przestrzenią do mniejszej lub większej działalności, tak w dającej się przewidzieć perspektywie nie staną się one centrum zainteresowania Dreamlandczyków, które mogłoby decydować o kraju jako całości.

O Autorze
Prezerwatyw Tradycja Radziecki W mikroświecie od 2005 roku. Mieszkaniec wielu krajów, w Dreamlandzie od 2016 r. Współzałożyciel KPD. Literat, heraldyk, grafik i polityk.

3 myśli na temat “Federacja bez sfederowanych

  1. Przed przyłączeniem trzech prowincji do Domeny Królewskiej jedna z nich była republiką. To był Webland. Różnicy w praktyce funkcjonowania Weblandu i innych prowincji jednak nie było. Prezydent Weblandu był powoływany tak samo jak Książę Unii Saudadzkiej, czyli przez Króla.

  2. Zgadzam się z diagnozą, która nie należy do kontrowersyjnych. Mikronacyjny federalizm – bo rzecz nie sprowadza się do przypadku dreamlandzkiego – ma charakter nominalny i funkcjonuje na prawach pewnej potencjalności, uzależnionej m. in. od fantazji i ambicji lokalnych liderów. Nie zawsze chodzi tu o rozwiązania wpisane w ład konstytucyjny. O tym może jednak na forum.

    Artykuł o tyle ciekawy, że zagaja dyskusję wychodzącą poza zasygnalizowany w tytule wątek.

    Właściwe pytanie, przed którym stoimy, dotyczy zasadności utrzymania obecnego modelu w realiach demograficznych (nie chodzi wyłącznie o liczby, lecz o spadek atrakcyjności zaangażowania na poziomie lokalnym, o niepokojąco szybkie „wypalanie się” i chroniczną apatię lokalnych władz, aktywistów i społeczników). Dotyczy to nie tylko Dreamlandu, ale i Sarmacji, Bialenii i innych państw z ambicjami utrzymania kilkupiętrowej struktury administracji. Czy jest jeszcze w mikronacjach miejsce dla burmistrzów, namiestników i lenników?

    Zostawmy na chwilę na boku samą zasadę federalizmu, być może zupełnie nieprzystającą do modelu kilkunasto- czy nawet kilkudziesięcioosobowego państwa internetowego, ale zapytajmy o sens owych dodatkowych struktur (z natury peryferyjnych i bazowych): lenn, miast, regionów, prowincji. Czy dają się obronić w społecznościach, w których dominują dziś duch zblazowanego Vladimira?

Skomentuj Daniel von Witt Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *