Pani Altenberg i jej syn

Poważne opowiadanie dla poważnych ludzi

Część pierwsza

Szkolin, Kamienica Altenbergów


o1Pani Altenberg siedziała w przestronnym i gustownie urządzonym salonie na wygodnej, nieco już staroświeckiej sofie. Pilnie i uważnie nadzorowała wynoszenie mebli i ogólnie cały zamęt, który powstał w domu w wyniku przeprowadzki. Niczym królowa w czarnej, żałobnej sukni, z upiętymi w koczek włosami dyrygowała rosłymi chłopakami, którzy na swoich tęgich barkach dźwigali ciężkie szafy, małe stoliczki lub komody. Z portretów przyglądali się jej przodkowie – zawsze z poważnymi minami. Nie chciała na nich patrzeć, bo wydawało się jej, że mają jej za złe sprzedaż rodowej siedziby. Nie miałam innego wyjścia – tłumaczyła się im w myślach. Jako samotna wdowa nie mogłabym utrzymać tego kosztowanego gospodarstwa! – dodawała.

Po śmierci męża zlikwidowano firmę, którą rodzina Altenbergów prowadziła nieprzerwanie od ponad dwustu lat. Niestety po dwóch wiekach większego lub mniejszego dobrobytu przyszło całkowite załamanie. Firma zbankrutowała! Postanowiono zlicytować jej majątek, pieniądze przeznaczyć na spłatę wierzycieli, a to, co pozostało (a jak się okazało, nie była to aż tak mała sumka), przekazać małżonce starego Altenberga. Wdowa wpłaciła pieniądze do banku. Według wyliczeń księgowych procent pozwoli jej wieść dość dostanie życie wraz z jedynym, siedemnastoletnim synem – jej nadzieją na wskrzeszenie dawnej chwały rodu.

Z myśli wyrwał ją huk z sąsiedniego pokoju. Jeden z tragarzy wypuścił z rąk dębową, masywną etażerkę, która pozostawiła głęboki ślad w parkiecie.

– Och! Na Boga! Uważajcie! – krzyknęła pani Altenberg. – Ten mebel ma zostać sprzedany! – tak, obecna sytuacja nie pozwała jej zatrzymać tych wszystkich pięknych przedmiotów.

Pani Altenberg już miała wstać z sofy, by wyprawić soczyste kazanie mężczyznom, ale jej uwagę przykuł piękny dywan pod stopami. Przypomniała sobie wszystkie rauty, bale i kolacje, które jako pani domu wyprawiała w tym salonie. Ach, kogo na nich nie było! Towarzystwo najwyższej klasy! – dumała. Postanowiła, że zatrzyma ten cudowny dywan, by przypominał jej o utraconym splendorze; by nie pozwolił jej zapomnieć, że nadzieja wciąż się tli…

– Mamo, powóz czeka – do komnaty wślizgnął się wysoki siedemnastolatek o pociągłej, kupieckiej twarzy i płowych włosach, ubrany w szkolny mundurek.

– Już idę, synu.

Rzuciła przeciągłe, pożegnalne spojrzenie na salon, wydała ostatnie instrukcje i z godnością cesarzowej wyszła przed dom. Wsiadła do powozu i pozwoliła zawieźć się do nowego mieszkania.


Część druga

Szkolin, ulica św. Ulryka


o2Na zewnątrz zapadł już ciemny, zimny, jesienny wieczór. Pani Altenberg siedziała przed kominkiem, na którym ogień wesoło tańczył tango gorącej namiętności, obracając w popiół kolejne szczapki drewna. Robiła na drutach kolejny szalik, a może sweter. Nie musiała dziergać, ale chciała jakoś zabić czas w oczekiwaniu na dwudziestoletniego syna. Coraz częściej wracał późną porą do domu – skromnego, jednego piętra kamienicy wynajmowanego na ulicy św. Ulryka. Coraz częściej w oddechu swojego jedynaka pani Altenberg wyczuwała nutkę alkoholu.

Pieniądze po mężu kurczyły się. Pogodziła się z myślą, że jej syn nie odbuduje kupieckiego imperium przodków, ponieważ postanowił studiować prawo. Miała więc nadzieję, że któregoś dnia zostanie słynnym doktorem na Uniwersytecie Królewskim. Pani Altenberg nie mogła narzekać! Szło mu bardzo dobrze, oceny były znakomite, opinie profesorów obiecujące, mimo to jej syn zdradzał niepokojące fascynacje.

Pewnego dnia pani Altenberg znalazła na biurku w jego pokoju ulotkę komunistów. Nigdy nie interesowała się szczególnie polityką lub jakąś ideologią, jednak wiedziała, że komuniści oznaczają niebezpieczeństwo. Dlaczego? Również nie potrafiła tego dokładnie wytłumaczyć, ale ludzie z wyższych sfer się ich bali.

Innym problemem mącącym spokój jej serca był smutny fakt, że syn nie przejawiał zainteresowania kobietami. Ślęczał nad książkami lub chodził na spotkania w tajemnicze miejsca, skąd wracał najczęściej nocą. Mężczyźni w jego wieku mieli już żony, zakładali rodziny! Obawiała się, że Bóg nie pobłogosławi jej wnukami.

Usłyszała dźwięk zamka i ciche skrzypienie zawiasów. W końcu wrócił – pomyślała z ulgą.

– Jeszcze nie spisz, mamo? – zapytał wchodząc do ciepłego salonu.

– Jak mogłaby zasnąć, gdy ciebie nie ma w domu? – zapytała unosząc brwi. – Gdzie byłeś?

o3Wyraźnie posmutniał.

– Nie chcę cię oszukiwać, mamo – odezwał się cicho. – Zapisałem się do komunistów.

Pani Altenberg gwałtowanie wstała i nagle zakręciło się jej w głowie. Upadłaby na piękny dywan – pamiątkę z dawnego życia, gdyby nie ramię jej syna.

– Do… do komunistów? – wymamrotała. – Ale… ale to nie jest towarzystwo odpowiednie dla ciebie – dodała.

– Mamo, proszę, daj już spokój. Połóż się – wyszeptał do jej ucha.


Część trzecia

Pierwszego Maja w Szkolinie


o4Pani Altenberg nie opuszczała dzisiaj swojego mieszkania. Bała się. Ludzie mówili, że z okazji pierwszego maja komuniści wyjdą na ulice i będą protestować.

– Wszyscy, którzy mają choć odrobinę rozumu w głowie, powinni zostać w domu – usłyszała od swojej starej znajomej, gdy wybrała się na przechadzkę po parku.

Była już stara, posłuchała ostrzeżenia. Kto wie, czym są ci komuniści, którzy zbałamucili jej syna wyuzdaną ideologią. On w przeddzień pierwszego maja nie wrócił w ogóle do domu. Prosto z wykładów pobiegł do nowych przyjaciół. Już nie krył się ze swoimi sympatiami, co matce sprawiało wielki ból. Mimo to wciąż wierzyła, że jej jedyne dziecko wróci splendor domu Altenbergów. Nadzieja to najgorsza trucizna, jaką zna człowiek – pomyślała mimochodem. – Utrzymuje nas przy życiu, gdy chcemy już umrzeć.

Usłyszała zgiełk za oknem. Z ciekawością zbliżyła się do szyby. Komuniści szyli całą chmarą na główny plac stolicy. W dłoniach dzierżyli transparenty. W większości była to biedota – pracownicy fabryk i manufaktur, w podartych ubraniach, brudnych czapkach i o prostackich obliczach. Mój syn zadaje się z taką hołotą? – była oburzona. Co powiedzieliby na to jego przodkowie?!

Tłum krzyczał jakieś hasła. Podnosił w górę pięści. Obok siebie szli mężczyźni i kobiety, jakby nie znali obowiązujących norm. Niespodziewanie w grupie zauważyła syna. Szedł, intymnie obejmując ramieniem innego młodego mężczyznę. Razem coś skandowali, z uśmiechami na twarzach. Był ubrany w robocze, poplamione i pocerowane ciuchy – jak reszta proletariuszy. Jakby się wstydził swojego pochodzenia…

o5Gdy zobaczyła jego rozpromienione oblicze, coś w niej umarło; coś pękło. Osunęła się na kolana, następnie nieświadomie upadła plecami na miękki dywan – pamiątkę i relikwię, z którego wzbił się gęstym słupem kurz starzyzny. Tak odeszła pani Altenberg.

O Autorze
Vladimir von Lichtenstein Teutończyk i mieszkaniec Dreamlandu, który stara się wspierać ideę komunistyczną we Wspólnocie Korony Ebruzów. Redakcyjny rysownik.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *