Kraj owiec albo naród z syndromem bitej żony

„Na początku był Dreamlandczyk. Przez pewien czas było dobrze. Jednak dreamlandzka społeczność szybko popadła w próżność i zepsucie. Wkrótce Dreamlandczyk stworzył Monarchę na swój obraz i podobieństwo. Tak oto Dreamlandczyk stał się architektem własnej zagłady”. (parafraza sceny otwierającej The Second Renaissance)

Emerytowana wierchuszka monarchofaszystowska niczym wypaczający komunizm komitet centralny partii komunistycznej, ponad głowami zwykłego ludu, zainstalowała na ekorzyńskim tronie importowanego monarchę. Nie to jednak powinno szokować najmocniej, lecz ślepa wiara w „Koronę Dreamlandu” sporej części społeczeństwa która uroczyście ślubuje wierność monarchii – chociaż ta monarchia już dawno zdradziła swoje społeczeństwo.

Status Quo [poza tym, że jest kultowym zespołem – zwłaszcza za zajebiste kolabo ze Scooterem – przyp. red.] jest stanem w którym chciałaby pozostać prawicowa część Dreamlandu. Obita po twarzy przez podwójne rządy Alfreda a w końcu przez niego porzucona, dreamlandzka prawica ślepo rzuca się w ramiona Roberta – chociaż jego była sarmacka społeczność jeszcze niedawno pudrowała siniaki za czasów Roberta II Fryderyka panowania tamże.

Nie powinien dziwić brak logiki w działaniu post-Alfredowskich rojalistów: wybór RCA na tron bez udziału wszystkich Dreamlandczyków wpędził prawicę w ślepy zaułek. Kiedyś wroga i nieufna Sarmacie Robertowi – teraz praktycznie bezwarunkowo, bo bez rzeczywistej rękojmi złożonej przez elekta seniorów wspólnocie dreamlandzkiej (chociaż oficjalnie tylko quote unquote wstępnie i na jakiś czas) musi przysiąc mu wierność i przy okazji dopiec osobom chcącym realnej zmiany dreamlandzkiego systemu politycznego.

Początkowy zapał mający na celu stałą i konkretną zmianę która by zabezpieczyła Dreamland przed RCA 2.0 ograniczyła się tylko do chwilowego ponarzekania na forum. A zmiana jest potrzebna, bo elekt z importu staje się pełnoprawnym członkiem konwentu seniorów z prawem głosu.

Abdykacja raczej na pewno nastąpi w ciągu tego roku z ewidentnego braku chęci działań – założę się o szklankę krakozyjskiego kumysu (gnomi kumys za drogi), że Robert ma po prostu focha na Dreamlandczyków za „ciepłe” powitanie i dlatego swoją obecność ogranicza do minimum. Może to i dobrze, bo Niedługo będziemy stali przed możliwością (czy raczej zagrożeniem) zamiany na tronie, na 99% ponownie bez udziału konstytucyjnego suwerena i źródła władzy. Nie róbmy sami siebie w konia, gdyż Edward II lekceważąco wobec tego suwerena uznał, że „Być może sami będziecie [wy jako konstytucyjny suweren – przyp. red.] mieli okazję wybrać ją [monarchę – przyp. red.] samodzielnie w bliższej lub dalszej przyszłości. Ale jeszcze nie dzisiaj”.

Dziwi mnie dlatego owcza bierność sporej części Dreamlandczyków na potrzebę zmian. Biegniecie ślepo za ideą „monarchii” nie widząc jak zajebiście mocno nie służy większości. To nie jest wina obywateli, że obrzuca mięchem monarchów – dostają taką opinię na jaką zapracują. Czy przed czy po objęciu tronu, to nic nie zmienia. Nie ma sensu powielać przytaczanych argumentów przeciw Robertowi czy jego poprzednikom. Raczej wiecie o co mi chodzi.

Trwamy w stanie najebania się od nadmiaru monarchofaszyzmu. Im szybciej przyjdzie srogi kac moralny i chęć zmiany na lepsze tym lepiej dla naszej egzystencji w KD. Ale taki jest problem z monarchofaszystoholizmem, że prawdopodobnie nie da się go wyleczyć w całości a jedynie można łagodzić jego objawy. Pożyjemy zobaczymy.

TL;DR: Czy mam ból dupy? Jeszcze jak!

Also: wcześniej nie klepałem takich felietonów, więc z góry sorry za słowotok. Lepiej mi idzie z produkcyjniakami i robieniem muzy.

Kandydat KPD na premiera o bieżących wydarzeniach i planach na przyszłość

Wolność polega na tym, żeby państwo z organu stojącego ponad społeczeństwem przekształcić w organ całkowicie temu społeczeństwu podporządkowany

Karol Marks

      Tydzień temu zadeklarowałem swój udział w rozpoczynających się jutro wyborach na urząd Premiera Rządu Królewskiego. Przyznawałem to na forum, raz jeszcze podkreślę to w tym miejscu — bezpośrednim i w zasadzie jedynym powodem, dla którego zdecydowałem się stanąć do walki o fotel szefa rządu — po raz drugi w mojej politycznej karierze, mając jednocześnie na względzie, iż pierwsze starcie z tym wyzwaniem w pierwszej połowie 2017 roku nie należało do udanych — jest decyzja Konwentu Seniorów z 27 grudnia, która wyniosła na Tron dreamlandzki znanego sarmackiego dreamlandożercę, byłego księcia Sarmacji i niedoszłego prezydenta Wandystanu, Roberta von Thorna, aby ten, zgodnie z intencją Jacquesa de Brolle (jak się okazało, głównego autora całego zamieszania), wziął Dreamlandczyków za pysk i przywrócił w Królestwie ład, kulturę i porządek.

 

Król-masarz nie traci kontroli nad rzeźnią

W wydanym na forum Królestwa oświadczeniu i publikowanych w toku dyskusji komentarzach Jacques de Brolle, przybierając pozę dobrotliwego ojca narodu, cierpliwie tłumaczy swojej dreamlandzkiej dziatwie, dlaczego zdecydował się przeforsować w Konwencie Seniorów kandydaturę von Thorna. Twierdzi, że Królestwo utraciło instynkt samozachowawczy, a ogłupiała, dreamlandzka trzódka pędzi wprost ku przepaści, zaś sarmacki monarcha z odzysku jest jedynym, który może podołać roli pasterza, gnając swoje stadko z powrotem ku bezpiecznym pastwiskom.

Cała sytuacja doskonale przypomniała Dreamlandczykom styl panowania Ósmego Ebruza, który z jednej strony zdołał wyprowadzić Królestwo z trawiącego je od wielu lat kryzysu aktywności, jednak z drugiej znany był z tego, iż podejmowanych działań nie tylko nie konsultował ze społeczeństwem, ale nawet nie informował go o swoich planach i celach. Nie traktował wspólnoty podmiotowo, jako główny motor napędowy wszelkich zmian, ale jedynie jak ich biernego konsumenta, korzystającego z dobrodziejstw oświeconych reform, inicjowanych w Pałacu Ekhorn.

Przez taką politykę, abdykując, Jacques de Brolle pozostawił skonfliktowane i zwulgaryzowane społeczeństwo w stanie wyuczonej bezradności, który trwa do dzisiaj. Wspólnota — przyzwyczajona do aktywnego króla-wizjonera, po niemal dwóch latach z niezbyt aktywną Karoliną Aleksandrą i Alfredem, nieprzystosowanym do funkcjonowania w demoraktycznym i egalitarnym społeczeństwie zamordystą, który dwukrotnie zdezerterował z tronu, nie wyznaczając uprzednio następcy — ma dziś problem z wykrzesaniem z siebie odrobiny chęci do działania i wzięciem odpowiedzialności we własne ręce, bez impulsu z góry.

Jacques de Brolle, forsując wbrew woli obywateli własną wizję, nie tylko nie walczy z tym stanem, ale go pogłębia. Znów, zamiast możliwości samodzielnego pokierowania losem państwa poprzez demokratyczny wybór monarchy, daje Dreamlandczykom gotowe rozwiązanie, dając im do zrozumienia, że jedyne, co pozostało zrobić, to włączyć się w zaserwowaną przez von Thorna w mowie tronowej plan przebudowy Królestwa. Plan von Thorna, plan de Brolle’a, który bynajmniej nie jest naszym planem.

Robert von Thorn — zakładnik Konwentu Tetryków

Celowo nie skupiam się na osobie samego monarchy, którego liczne grzechy, mniej lub bardziej poważne, wymieniali na forum Daniel von Witt, Jezus Ipanienko, Aluś de la Ciprofloksja czy sarmacki arystokrata, Prokurst Zombiakow, bowiem to nie osoba króla jest tu największym problemem, ale okoliczności, w jakich znalazła się w Ekorre. Oczywiście, decyzja Konwentu Seniorów była całkowicie zgodna z prawem. Jednak w demokratycznym kraju liderzy prócz odpowiedzialności konstytucyjnej ponoszą również odpowiedzialność polityczną, w której społeczeństwo ocenia ich działania w innych kryteriach, niż legalność. Dlatego też decyzję Konwentu Seniorów oceniam jako skandaliczną i absurdalną. Wybranie kilkudziesięcioosobowej  społeczności na jej przywódcę osoby spoza jej obrębu jest szkodliwe i krzywdzące, a przy tym stoi w sprzeczności z dreamlandzką tradycją, zgodnie z którą na tronie zasiadali zasłużeni obywatele z długoletnim stażem, których autorytet nie wynikał z założonej na skronie korony, ale cieszyli się nim na długo przez przeprowadzką do Ekorre.

W 2017 roku wyjątek uczyniono dla Karoliny von Lichtenstein. Był to jednak przypadek nietypowy, bowiem królowa od lat była w Dreamlandzie w jakimś stopniu obecna i cieszyła się wśród obywateli dużą sympatią. Sympatią, którą nie darzono w równym stopniu żadnego aktywnego wówczas Dreamlandczyka. Dlatego też uważam, że, ze względu na tę specyfikę, wyboru Karoliny Aleksandry nie należy stosować jako argumentu mającego uczynić dopuszczalnym również wybór von Thorna. Wraz z wyborem obecnego monarchy, jeden, odosobniony wyjątek stał się regułą, złym zwyczajem, który trzeba jak najszybciej zwalczyć, zanim trwale zakorzeni się w naszej kulturze politycznej.

Nie sposób pozostawić bez komentarza wielokrotnie wygłaszanego zarówno przez Jacquesa de Brolle’a czy wąskie grono popleczników króla-spadochroniarza frazesu, według którego wybór monarchy przez seniorów jest częścią prastarej dreamlandzkiej tradycji. Warto podkreślić, że sam Konwent Seniorów jest ciałem zupełnie nowym, powołanym na podstawie ubiegłorocznej nowelizacji Dekretu królewskiego o sukcesji. Wcześniej prawo wyboru monarchy w sytuacji niewyznaczenia następcy przysługiwało najstarszemu obecnemu w danym momencie w Królestwie członkowi dynastii, jednak do czasu pierwszej abdykacji Alfreda nikt nigdy z tego prawa korzystać nie musiał, bowiem ustąpienie z tronu zawsze poprzedzało przekazanie korony. Prócz wspomnianego przypadku Alfreda, Dreamland w swojej dwudziestoletniej historii tylko raz doświadczył sytuacji, w której decydujący głos w sprawie następcy miał ktoś inny niż ustępujący monarcha — w 2004 roku w wyniku wcześniejszej interwencji króla-seniora TomBonda i wyroku Sądu Królestwa, następcą tronu ostatecznie nie został (wskazany przez króla eMBe) Morfeusz Tyler, lecz sędzia Artur Wiewióra, późniejszy król Artur Piotr.

W sytuacji, gdy przez dwie dekady istnienia Królestwa wpływ królów-seniorów na wybór nowego monarchy de facto ograniczony był do roli konsultacyjnej, a procedura wyboru króla przez Seniorów pozostawała jedynie martwą literą prawa, mówienie o naturalnej tradycji jest co najmniej dużym nadużyciem.

Ów martwe do 2017 roku prawo okazało się być kompletnie nieprzystosowane do dzisiejszego Dreamlandu i zupełnie nie pasuje do temperamentu dreamlandzkiego społeczeństwa wchodzącego w trzecią dekadę XXI wieku. Obecnie panujące nastroje są tego najlepszym dowodem. Obywatele, których naturalne prawo do wyboru przywódcy nie zostało uszanowane (choć mogło — Konwent Seniorów miał możliwość niewyznaczenia następcy i zwołania wolnej elekcji) i tak się o te prawo upomną, tylko zrobią to w zdecydowanie mniej elegancki sposób, niż mogło to zostać załatwione. Niestety, cierpi na tym ponownie kultura dyskusji oraz Robert von Thorn, który nie jest tu sprawcą, lecz ofiarą. Ofiarą Jacquesa de Brolle’a i jego oderwanego od rzeczywistości Konwentu Starych Tetryków.

Cel — suwerenność

Jako Premier Rządu Królewskiego będę chciał doprowadzić do opróżnienia tronu królewskiego i demokratycznego wyboru nowego monarchy poprzez nowelizację Karty Konstytucyjnej, wprowadzającą procedurę impeachmentu (kwestią otwartą pozostaje dookreślenie, czy będzie można stosować ją zawsze, czy na przykład przez pierwsze sto dni panowania) oraz poprzez zastosowanie ów procedury w stosunku do Roberta von Thorna. Odpowiadając na głosy krytyki — nie, nie zamierzam przejść nad decyzją Konwentu Seniorów do porządku dziennego, a Robert von Thorn nie zostanie pozbawiony korony za to, co zrobił na tronie (bo nie zdążył zrobić jeszcze niczego), ale dlatego, że w ogóle nie powinien się był na tym tronie znaleźć.

W ten sposób społeczeństwu dreamlandzkiemu przywrócona zostanie pełna suwerenność, to jest nieograniczony wpływ na państwo, które aktualnie tworzą. Jacques de Brolle, Karolina von Lichtenstein, Edward Krieg czy Pavel Svoboda — choć wciąż pozostają z nami na pokładzie i bardzo mnie to cieszy — na gruncie politycznym są już, jako Seniorowie, częścią historii i nie powinni  posiadać tego wpływu w stopniu większym niż współobywatele.

Cała władza w ręce ludu

W skutek dwukrotnej, skrajnie nieodpowiedzialnej ucieczki Alfreda bez wyznaczenia następcy, aktywnego uczestnictwa Korony w haniebnym procederze wydalenia bez udziału Sądu Królestwa dreamlandzkiego obywatela, a także ostatniej decyzji Konwentu Seniorów, instytucja dreamlandzkiej monarchii utraciła — być może bezpowrotnie — większość autorytetu, którym dawniej się cieszyła, uprawniającego ją do sprawowania suwerennej władzy politycznej. Uważam więc, że władzy tej winna jest być pozbawiona lub przynajmniej poddana w tym zakresie demokratycznej kontroli. Będę dążył do scedowania na rzecz Rządu Królewskiego oraz Parlamentu większości królewskich prerogatyw dyplomatycznych, w tym prawa do zawierania umów międzynarodowych oraz prawa do mianowania ambasadorów.

Aby nie dopuścić do powtórzenia się obecnych wypadków, będę chciał wprowadzić do Karty Konstytucyjnej przepis, zgodnie z którym nowy król przed wstąpieniem na tron będzie musiał uzyskać mandat Parlamentu Królewskiego. Jednocześnie sceptycznie odnoszę się do projektu deputowanego Jezusa Ipanienki — uważam, że prawo do ustalania zasad sukcesji królewskiej oraz kwestie związane z zaszczytami państwowymi oraz organizacją Dworu Królewskiego powinny pozostać w gestii monarchy, a instytucje demokratyczne powinny tu pełnić głównie funkcję kontrolną.

Proponuję również nowelizację UF o Dyplomacji, tak, aby nie było możliwe wydalenie dreamlandzkiego obywatela.

Stare szaty cesarza

Rząd Królewski pod moim przewodnictwem aktywnie włączy się w proces tworzenia nowej strony głównej. Jednocześnie, podjęte zostaną działania mające na celu przywrócenie na serwer wszystkich archiwalnych stron (na tej płaszczyźnie liczę na współpracę z Królewskimi Służbami Informatycznymi) oraz aktualizacji Centralnego Rejestru Zatrudnienia oraz Centralnego Rejestru Instytucji i Przedsiębiorstw. Będę chciał również przywrócić dawny blask witrynie internetowej Rządu Królewskiego.

Niektórzy powiedzą — anachronizm. Uważam jednak, że Królestwo Dreamlandu, tak jak inne państwa, wraz z konsolidacją całej aktywności na jednej platformie i pozbyciem się setek starych stron utraciło bardzo ważną część własnego dziedzictwa. W mikronacjach nie ma czegoś takiego, jak zbędny balast w postaci stron czy prowincji, a pozbywanie się tego to jedynie strata atrakcyjnej zawartości. Dlaczego rok, dwa czy piętnaście lat temu zainteresowały nas mikronacje? Przez swoją przejrzystość i prostotę, czy może — wręcz przeciwnie — ze względu na przytłaczający niekiedy efekt rozbudowania i skomplikowania? To symptomatyczne, że zwykle remedium na kryzys upatruje się w kolejnej wymianie technikaliów i kolejnej reformie administracyjnej, pozbywającej się zbędnych prowincji lub scalającej je w jednego, sztucznego molocha bez krzty charakteru (Domena Królewska). Remedium, które praktycznie zawsze okazuje się nieskuteczne — również w przypadku Królestwa.

Koncert mocarstw — rzut oka na politykę zagraniczną

Wychodzę za założenia, że na gruncie wirtualnym w stosunkach międzynarodowych konflikt jest zdecydowanie korzystniejszy od współpracy. Współpraca polityczna, z nielicznymi wyjątkami, zwykle kończy się martwymi deklaracjami, współpraca gospodarcza to martwy frazes w sytuacji, gdy w większości państw aspekt gospodarczy ma w zabawie, głównie ze względów technicznych, trzeciorzędne znaczenie, natomiast wszelkie inne inicjatywy, na przykład sportowe lub z zakresu promocji realnej, mogą być podejmowane (i dzieje się to z powodzeniem — wystarczy przywołać przykład MUP czy organizowanych jakiś czas temu regat) ponad toczącymi się sporami.

W mikroświecie — który w gruncie rzeczy jest rozrywką opartą na politycznej rywalizacji, której celem jest zdominowanie przeciwników, zarówno na poziomie jednostek jak i państw — można przede wszystkim wasalizować lub być wasalizowanym. Można również jednoczyć się, ale zwykle lepiej wychodzi współpraca przeciw wspólnemu przeciwnikowi, a nie wokół wspólnego celu. Taka jest natura naszej zabawy, która przede wszystkim ma dostarczać emocji i satysfakcji, a nie stanowić modelowy przykład łagodności i kompromisowości — nie zmienimy tego, ale myślę, że warto to wykorzystać i przekuć w atut.

Będę dążył do wypowiedzenia przez Dreamland umowy w sprawie przekazania Księstwu Sarmacji Awary Południowej i aktywnie zabiegał o powrót wyspy do Królestwa Scholandii. W 2015 roku Dreamland zdradził Scholandczyków, podejmując za ich plecami decyzje dotyczące integralnej części scholandzkiego terytorium. Raz wyrządzonej krzywdy w pełni cofnąć się nie da — można jednak próbować jej zadośćuczynić.

W tym celu powinna zostać utrzymania i pogłębiona współpraca z Mandragoratem Wandystanu, zwłaszcza na płaszczyźnie wojskowej. Jeśli zostanę premierem, na ten aspekt aktywności położony zostanie duży nacisk. Zaproponuję również władzom Mandragoratu wspólne manewry wojskowe z udziałem Sarmackiej Armii Ludowej, Korpusu Ochrony Pogranicza oraz formacji militarnych podległych krajom federacji i osobom prywatnym. W poszukiwaniu sojuszników będę chciał się zwrócić przede wszystkim ku Orientyce (Winktown, Austro-Węgry) oraz — w mniejszym stopniu — Nordacie.

Zamiast powtarzanej w kółko w różnych państwach od co najmniej pięciu lat obietnicy utworzenia nowej OPM, chciałbym zaproponować Państwu ożywczy konflikt w słusznej sprawie. Statuty pozostawmy de Zaymowi.

Chleba i igrzysk — gospodarka

Na tyle, na ile to możliwe w obliczu braku automatycznego systemu gospodarczego, będę chciał ożywić dreamlandzką gospodarkę. Proponuję odejście od bezsensownej w naszych realiach tajemnicy bankowej. Gospodarkę wirtualną należy potraktować przede wszystkim jako grę, a najważniejszym czynnikiem gry jest rywalizacja — możliwość porównywania się do innych i prześcigania ich. Jawność kwot zgromadzonych na rachunkach w Centralnym Banku Dreamlandu pozwoli również na łatwiejsze szacowanie optymalnych cen za produkty i usługi.

Chciałbym również wprowadzić podatki od przelewów oraz — w przypadku nieaktywnych — od środków zgromadzonych na rachunku. Będę chciał współpracować z KSI w kwestii utworzenia systemu gospodarczego lub, jeśli okaże się to niemożliwe w perspektywie najbliższych miesięcy, podjąć się stworzenia systemu gospodarki narracyjnej opartego na forum.

Mając na uwadze okoliczności, w jakich zdecydowałem się na udział w wyborach, oraz główny cel przyszłego rządu, chętnie podejmę współpracę z każdym, kto zgadza się z przedstawionym programem w części, której realizacją chciałbym się zająć (lub ma sensowną kontrpropozycję).

 

 

 

Wędrówki we mgle

Po nocy spędzonej na statku, udało mi się wejść do Czoczen. Okazało się, że aby przejść przez jurtę na wejściu na pomost, wystarczyło podać hasło, które było zapisane małym drukiem na tablicy powitalnej.

Udałem się na plac targowy, aby przedstawić się Kugarczykom. Choć byłem ostrzegany, że Dreamlandczyków mogą tu postrzegać niezbyt przychylnie, spotkałem się głównie z bardzo przyjaznym odbiorem. Zaproszono mnie do odwiedzin w różnych osadach i miastach na terenie Kugarii, Tuyuhun i Hu.

Pierwszy raz od wielu lat byłem wolny od jakichkolwiek zobowiązań. Zaskoczyło mnie, jak niesamowite jest to uczucie. Choć w planach miałem poznawanie ludzi i miejsc, zamiast tego przez długie dni chodziłem po kugarskich stepach. Większość czasu nie natykałem się na żadnego człowieka. Przepiękne to chwile, gdy cały dzień idziesz przed siebie, zanurzony po pierś w wysokiej trawie.

Wędrowałem tak aż do momentu, gdy nade mną pojawiła się mgła. Bez wiedzy, gdzie znajduje się słońce, szybko straciłem orientację. Jak dowiedziałem się z transmisji, które odebrałem na podręcznym radiu, nad całą Kugarią zawisła nieprzenikniona mgła.

Ile to potrwa? Czy do tego czasu odnajdę wyjście? Nie mam pewności.

Na granicy Kugarii

Każdą podróż trzeba gdzieś zacząć. Gdy mój żaglowiec wypływał z Alexiopolis, w Dreamlandzie wrzało. Konflikt między stronnikami niewybranego premiera, a właściwie każdym innym, przybierał na sile. Na mnie jednak już czas.

Jako pewnego rodzaju przewodnik po tym, gdzie aktualnie jest najciekawiej, przyjąłem ranking Daniela von Witta. Najwięcej w maju działo się w Kugarii, a ja jeszcze nigdy nie byłem na Nordacie. Chanat Kugarski był mi jak dotąd znany głównie z wojen domowych, które co jakiś czas wstrząsały krajem. Ostatnia z nich zakończyła się zaledwie 1,5 tygodnia temu. Miałem nadzieję, że do Czoczen dotrę bez większych problemów.

Morze po drodze było dość spokojne. Przez dzień dotarłem na wybrzeże Nordaty i gdy zbliżał się wieczór, na horyzoncie zobaczyłem kugarskie ogniska. W zachodzącym słońcu ukazała mi się przystań w Czoczen. Cień mojego żagla zasłonił na chwilę jurtę, która stała przy przystani.

Po zacumowaniu jachtu wyszedłem na pomost. Stała tam tablica informacyjna z podstawowymi informacjami o Chanacie Kugarskim i instruktażem dla przybyszów, jak uzyskać prawo pobytu w Kugarii. Na formularzu miałem podać swoje dane, a następnie wrzucić go do skrzynki, stojącej przed namiotem. Zrobiłem to, po czym powróciłem na statek.

Zapadł zmrok, a ja nadal siedzę na pokładzie, grając na harmonijce. Wygląda na to, że tę noc przyjdzie mi spędzić na statku. W oddali widać światła ognisk, śmiechy ludzi i coś, jakby… chrzęst łańcuchów?

W drogę

Zbyt długo siedziałem już w jednym miejscu. Czas w drogę.

W momencie, gdy ukazuje się ten wpis, zrzekam się dreamlandzkiego obywatelstwa. Niektórzy mogli zapewne zauważyć, że decyzja króla Alfreda o odwołaniu wszystkich podległych mu urzędników państwowych dotyczy też urzędu wicekróla Scholandii. Mam więc w miarę wolną rękę, by zrealizować plan, który chodził mi po głowie już wiele lat temu.

Na najbliższe miesiące planuję wędrówkę po mikroświecie. Mam zamiar zajrzeć w różne jego miejsca – tam, gdzie w tej chwili dzieje się najwięcej i tam, gdzie jest kompletnie cicho. Nie posiadam w tej chwili obywatelstwa żadnego państwa, więc wszędzie, gdzie będę miał na to ochotę, mogę się włączyć do życia we właściwie dowolnym zakresie. Kiedy i gdzie skończy się ta wyprawa? Nie wiadomo.

Podróż na bieżąco będzie opisywana na łamach Trudu. Bagaże już spakowane. Zapraszam do wspólnego zwiedzania mikroświata.

Trzymany w ryzach

Do Redakcji Trudu trafił pocztą tekst z prośbą o jego publikację. Nie mogąc pozostać obojętni na cierpienia twórcze jego autora, zdecydowaliśmy się przychylić do prośby, stosując jedynie lekką korektę literacką. Pełna treść tekstu do wglądu dla zainteresowanych u Redakcji.


Karbiadiusz Arkak
trzymany w ryzach

Pocznijmy nasze rozważania
od słowa „optymata”
jest ono naprawdę kluczowe

Optymaci starożytnego rzymu
należeli do śmietanki
bogatych rodów

zwalczali braci grakchów
to tacy bracia kaczyńscy
za dobrobytem plebejuszy

tak naprawdę chodziło
o przesuwanie przesuwaka
dodawanie odpowiednich kolorów

teraz spójrzmy na postulaty
tak zwanych optymatów
z dreamlandu

nawoływanie do eliminowania
nieszlachetnie urodzonych
pod przykrywką

dbałośc o klasę magistracką
bądź z niej się
wywodzących

nawoływanie do nierobienia
pozostawienia rzeczy
przez nas uznawanych

pozostawanie wiernym
magistratowi
objętym przez nas

historia lubi się powtarzać
wypowiedzieć wojnę
wojna trwa do dziś

rządy optymatów
doprowadzą do wielu mordów
i wyludnienia kraju

popularzy mają zniknąć
a „homines novi”
się nawet nie zdążą urodzić

post scriptum
Doktor Daniel obawia się
publikacji tego tekstu

obawia się o skórę
Alfreda i Królowej Karoliny
którzy są optymatami


Radziecki: Udowodnię, że był to rozsądny wybór!

Radziecki przemawia ze stołu w Hali im. tow. Dworcowa

Przemowa wygłoszona przez Premiera-elekta wkrótce po ogłoszeniu wyników wyborów na dworcu kolejowym w Scholopolis (gnom. Szkolin).

Towarzysze! Przyjaciele!

Przede wszystkim dziękuję wszystkim tym, którzy zaufali mi i mojemu planowi dla Dreamlandu i oddali na mnie głos. Dziękuję też wszystkim pozostałym głosującym – frekwencja w obu turach głosowania była zadowalająco wysoka, co wskazuje na wysoki poziom zaangażowania tych, którzy posiadają prawo głosu.

Wybór mojej osoby na urząd Premiera Rzadu Królewskiego przyjmuję ze spokojem. Po dwóch fatalnych kadencjach na tym stanowisku, obywatele w większości przychylili się do mojej propozycji rządu pracującego i kierującego państwem, niż do chaotycznej wizji gardzącego wszystkim premiera-awanturnika. Mam nadzieję, że w nadchodzących miesiącach udowodnię, że był to rozsądny wybór.

Niezwłocznie po ogłoszeniu wyników przystąpiłem do działań naturalnych dla początku kadencji – to jest kompletowania Rządu. Skierowałem już wiadomości do osób, które widziałbym na stanowiskach ministrów i wiceministrów. Choć formalna audiencja u Królowej dopiero przede mną, już teraz drogą korespondencyjną przedstawiłem jej projekt nowego dekretu o Rządzie Królewskim. Wkrótce – jak sądzę – powinien trafić przed Parlament Królewski.

Swoje expose wygłoszę po wejściu w życie wyżej wymienionego dekretu oraz skompletowaniu i powołaniu przeze mnie Rządu. Nawet jeżeli miałoby się to trochę przeciągnąć (mam nadzieję, że nie dłużej niż do przyszłego tygodnia), to myślę że wystąpienia w kampanii wyborczej i to wystąpienie, a także wypowiedzi które wygłoszę w najbliższym czasie nie pozostawią obywateli do tego czasu niepoinformowanych co do moich planów.

Swoje działania w najbliższym czasie chcę prowadzić sprawnie, w stabilnym tempie. Nie nastawiam się na sprint – chcę wypełnić tę kadencję regularną, trwałą aktywnością. W tym zakresie liczę na wsparcie wszystkich obywateli i obywatelek Królestwa. 

Jeszcze raz – dziękuję za wasze zaufanie. Wandosławię!

Po zakończeniu przemowy nowo wybrany Premier Królestwa Dreamlandu udał się pociągiem do Alexiopolis (gnom. Aleksandrów Deltyjski), gdzie zaokrętował się na statek zmierzający do stolicy. Jego przybycie planowane jest w ciągu najbliższych kilku dni.

Wybory Premiera – krajobraz przed bitwą

Odwołanie premiera Oskara ben Groznego-Witta nie było dla nawet powierzchownego obserwatora dreamlandzkiej polityki specjalnym zaskoczeniem – chyba, że (tak jak sam premier) dawno tu nie zaglądał. Nie da się zaprzeczyć, że jego Rząd na początku miał duży potencjał.

Trudno, żeby było inaczej. Po kiepskiej kadencji Torkana Ingawaara wszystko wydawało się proste. Pierwszy rząd komunistów, nękany problemami kadrowymi i niedoświadczeniem szybko się posypał, choć zdołał jeszcze zdradzić swoją niespójność w podejściu do Króla. Premier Torkan co prawda przetrwał głosowanie o odwołanie z funkcji, ale właściwie tylko przez neutralną postawę części prawicy i centrum, które zniechęcił brak konstruktywnej propozycji KPA. Niespodziewane ocalenie Rządu nie przyniosło mu jednak większego ożywienia – a sam Premier zrezygnował wkrótce po okołoabdykacyjnym zamieszaniu, gdzie wziął niesłusznie stronę Marszałka PK, Conrada Darosareier-Stattoerra. Wydawało się, że teraz może być już tylko lepiej.

Niestety, wystawiony przez KPA ben Grozny-Witt podjął to wyzwanie i na tle Ingawaara wykazał się jeszcze większą nieaktywnością. Sytuacji nie uratował ani wicepremier Habsburg ani „nadpremier” Daniel von Witt i wkrótce po połowie kadencji obywatele zdecydowanie opowiedzieli się za odwołaniem rządu KPA. Klub Augustianów, osłabiony tą porażką, nieaktywnością ministrów i opuszczeniem go przez Fryderyka Orańskiego-Nassau znalazł się w kryzysie i ogłosił że w przyśpieszonych wyborach swojego kandydata nie wystawi.

Senancour opuszcza siedzibę KWK po rejestracji

Z drugiej strony naturalnym kandydatem KPD był tow. Prezerwatyw Tradycja Radziecki. Jako inicjator głosowania o odwołanie Oskara ben Groznego-Witta z góry zapowiedział, że w ewentualnych wyborach wystartuje z programem rządu ponadpartyjnego. Zdawało się, że w obliczu bierności drugiej głównej siły politycznej wybór ten będzie pozbawione jakiejkolwiek alternatywy.  Wśród potencjalnych kandydatów wymieniano też nazwiska Williama Oxlade-Chamberlaina i nowego imigranta z Garapenii – Casimira de Vriesa, ale żaden z nich nie zdecydował się na podjęcie rękawicy. Ostatecznie – w związku z wynikiem forumowej ankiety Daniela von Witta – na start zdecydował się w ostatniej chwili Gaston de Senancour z Frakcji Radykalnej.

Starcie Radzieckiego z Senancourem mogło być ogniste – kilka dni temu. Niestety, oczekiwanie do niemal ostatniej chwili ze zgłoszeniem sprawiło że tylko dzisiejszy dzień mógłby stać się polem do rywalizacji kandydatów, a ten drugi zapowiedział że dopiero wieczorem przedstawi krótki program. Będzie więc bardzo mało czasu na jakiekolwiek starcie, skoro skrypty wystartują tuż po północy.