Umizgi w porannym świetle, czyli jak mieć mokro w spodniach

Szeregowy krzątał się po dyżurce w poszukiwaniu ostatnich łyżeczek kawy. Przy takim zapotrzebowaniu w wojsku na to dobro, jego dostawy przyjeżdżały do jednostki równie często, co zaopatrzenie w amunicję do działek lotniczych. A i tak zdarzało się, że dzielni wojowie cierpieli z powodu jego niedoborów. Niestety, szanse na poranne parzenie kofeiny malały wraz z każdym przeszukanym zakamarkiem. Szeregowy nawet do raportów nie przywiązywał aż tak wielkiej wagi, jak do porannego rytuału narkotyzowania się ziarnami kakaowca z Tropicany.

Starczyć mogło co najwyżej na jedną filiżankę. Tak więc się stało — jedna filiżaneczka aromatycznej latte z mlekiem sojowym i cukrem trzcinowym, powędrowała na stolik w kantynie.

W pomieszczeniu nie było nikogo. W czasie służby dyżurnej w ramach Sił Powietrznych, oddelegowana jest para dyżurna, która ma za zadanie reagować na wszelkie nieprawidłowości w przestrzeni powietrznej kraju i pozostawać w ciągłej gotowości. Większa liczba osób jest zbędną, stąd w kantynie nie przebywał nikt więcej poza szeregowym.

Słońce wisiało jeszcze nisko nad horyzontem. Cały pokój otulony był półmrokiem, chociaż promienie światła delikatnie i nieśmiało przebijały się przez firankę, wpadając do środka i oświetlając profil naszego baristy. W tym świetle doskonale było widać wszelkie nierówności na twarzy zasłużonego wojaka. Czoło i policzki usłane szramami i wgłębieniami, wyglądały jak okopy i zasieki wojny pozycyjnej, widzianej z perspektywy przelatującego nad nimi ptaka. To ślady po ciężkich walkach stoczonych podczas wyzwalania Awary. Były jak medale, jak ordery nadane przez Hetmana za dzielność na froncie. Były powodem do dumy i wskazywała, że mamy do czynienia nie z byle żołdakiem, ale z prawdziwym wiarusem.

Wojak jednak nie pił zaparzonej przez siebie kawy, starczyć mogło tylko na jedną filiżankę. Ta przeznaczona jest dla kogoś innego. Kogoś takiego, kogo już od dawna marzył żeby przelecieć, jednak zrobił to jak na razie tylko swoim myśliwcem. O kim już nie raz rozmyślał w swoich chorych fantazjach. Nie mógł jednak nic więcej zrobić. To jeszcze nie był ten czas…

Rozważania „przy kawce” przerwał nagle dźwięk naciskania klamki. Drzwi powolutku i z cichym skrzypieniem, otworzyły się dosyć szeroko. Pewnym krokiem do pomieszczenie weszła niewyraźna postać, która początkowo ciężko było rozpoznać w oślepiającym blasku porannego słońca. Tak, to była ona.

W jednej dłoni wciąż trzymała klamkę, drugą odgarniała sprzed oczu kosmyk swoich blond włosów, który zasłaniał jej był oczęta. Pewny krok zamienił się w zastój, kiedy zauważyła siedzącego przy stole szeregowca. Delikatnie się uśmiechnęła i jakby od niechcenia rzuciła tylko „czołem, szeregowy”.

Ten wstał gwałtownie, przy okazji trącąc lekko kubek łokciem. „W dupę Wandy!” pomyślał zdenerwowany wojskowy. Nie po to z takim pietyzmem parzył od rana kawę, wcześniej przeszukując każdą szafkę i szufladę, jak gdyby odgrywając starą zabawę cirpofloksjańskich dzieci pt. „gdzie są kurwa klucze do samochodu?!”, żeby rozlać teraz większość płynu po swoich spodniach. Dodatkowo część wylała się tak niefortunnie, że poparzył sobie przy okazji swoją męskość. A trzeba wam wiedzieć, że nie miał się czego wstydzić.

Szeregowy! Znowu piliście przed służbą?! — rzuciła lekko podenerwowana pani porucznik.

Poczerwieniałe z lekkiej złości policzki wspaniale komponowały się z jej naturalnie blond włosami i cudnymi oczętami. Podczas kiedy podchodziła do stołu ze ścierką w ręce, nasz lowelasik ostrożnie zerkał na jej lico. Stała teraz bardzo blisko niego, energicznie ruszając ściereczką po stole, zgrabnymi ruchami czyszcząc upieprzony blat. Czuć było delikatną woń jej ciała, była wszak może pół metra od jego twarzy. Szeregowy zrobił jednak krok w tył, aby lepiej podziwiać jej wdzięki w tym porannym świetle. Z racji jeszcze wczesnej pory dnia, jak i luźnej sytuacji — szła przecież dopiero na kawę — jej mundur leżał na niej dość swobodnie. Nie miała dopiętych wszystkich guzików, co zauważył wnikliwy szeregowy. Z daleka widać było delikatnie ramiączka jej czerwonego biustonosza, a w nim znowuż kawał dorodnych piersiąt. Były takie, jakie lubił — nie przypominały jajek sadzonych, z drugiej jednak strony, nie były wiszącymi workami tłuszczu. W sam raz. Jędrne, niczym żel balistyczny jakiego używa się w jednostce, w celu badania rozchodzenia się pocisków w ciele wroga. Po tym co zobaczył nasz szeregowy, można było śmiało wnioskować, że powstał na baczność i zasalutował dumnie jeszcze jeden żołnierz.

Co się tak gapicie, nie macie co ze sobą zrobić? przerwała te słodkie rozmyślania nieco
wkurwiona całą sytuacją pani pułkownik.
Pomoglibyście mi, a nie tak stoicie jak przydrożna dupodajka.
Nasza żołnierka nie miała dzisiaj dobrego humoru, zresztą cóż się dziwić, kiedy pół jej porannej kawy poszło jak psu w dupę.

Alee, mmm, ja też się poparzyłem… wydukał szeregowy, wskazując na swoje ubabrane portki.


Szeregowy! Czyste spodnie, prane niedawno na święto Sił Zbrojnych, a wy żeście już się ubabrali jak świnia?!

Noo, tak jakoś się rozlało, nieostrożny byłem, przepraszam pani major…

– Jam nie major tylko podpułkownik, więc proszę o stosowny tytuł wojskowy! Na szczęście Wam wybaczam, ale jeszcze raz coś takiego i będziecie czyścić samoloty.

Pani pułkownik podeszła do swojego kompana i zerknęła z bliska na krocze szeregowego.

– To trzeba prędko zetrzeć, bo zostanie plama. Jak powiedziała, tak więc zrobiła.

Delikatnie przejechała swoją dłonią po podudziu szeregowego, żwawym ruchem próbując uporać się z plamą. Ten westchnął cichutko, delikatnie podnosząc głowę ku niebiosom. Pani żołnierz mocno wciskała swoją dłoń w ciało szeregowca, próbując zebrać ścierką pozostałe na nogach fusy. Nie pozostawało to bez efektu na ciele jej pryncypała. Wtem, delikatnie zarysowało się przed twarzą pani porucznik, wybrzuszenie w spodniach szeregowca. Nie wiedzieć czemu, żołnierka nie zauważyła wtłoczenia krwi do ciał jamistych u swojego partnera, i najzwyczajniej w świecie przerwała swój zabieg. Spodnie był już czyste, chociaż nadal mokre, przy czym powodem tego niekoniecznie była jedynie rozlana kawa.

Spodnie, jak i stół były już czyste. Kawa — choć już lekko zimna i rozlana do połowy — mogła zostać wreszcie wypita. Pułkownik usiadła na krzesełku (ahh, a siedzieć miała na czym), chwytając w dłoń kubek z kawą, jednocześnie przebierając oczyma po talerzyku z ciastkami. Na stole walały się też różne książki i czasopisma, w tym takie artefakty, jak podręcznik robienia na drutach.

A wy co, nie pijecie? spytała pani pułkownik.

Szeregowy wciąż nie mógł się wybudzić z transu, nie bardzo też zrozumiał od razu o czym jego partnerka do niego mówi. Opamiętał się dopiero po chwili i parsknął w odpowiedzi:

Nooo, dla mnie już brakło kawy. Tę zostawiłem specjalnie dla pani! naiwnie wierząc, że zyska tym samym w oczach swojego obiektu westchnień.

Kto nie pije kawy, ten szoruje kadłub samolotu! Nie znacie regulaminu, szeregowy?! odpowiedziała pani pułkownik, brutalnie przerywając wesołość u żołnierza.

„Pani pułkownik jak zwykle cięta”, pomyślał nasz jegomość. Nie chciał jednak przerywać tego poranka w ten sposób, dał więc do zrozumienia swoimi gestami, że ostał się jeszcze jakiś zapas kawy, więc może jednak zostać. Podszedł do szafki, a kiedy jego towarzyszka nie widziała, sięgnął ręką do stojącej obok doniczki z uschłą paprotką, nabierał z niej garść ziemi i wpierdolił energicznie do kubka. Zalał wrzątkiem i usiadł przy stole naprzeciwko swojej partnerki.

Próbował to pić, bohatersko nie dając po sobie znać, że czuje się jakby żółw nasrał mu do jamy gębowej. Chuj tam z Awarą! To było prawdziwe poświęcenie! Za to powinien dostać przynajmniej medal Krzysztofa Putry bez Wąsów!

Dalsza część poranka minęła już dość standardowo. Po zaprezentowaniu swojego nieokrzesania, szeregowy nie zdobył się na nic kreatywniejszego, niż rozmowy o planowanej zmianie w umundurowania książęcego wojska. Gównogadka nie kleiła się, co zdołowało doszczętnie jego aspiracje. Poczuł się jak Andrzej z tej sarmackiej porno-strony, podrywacze.sm, gdzie bohater nie miał dużego szczęścia do kobiet, żeby nie powiedzieć, że jest jebaną stuleją. Cóż, raz się wygrywa, raz się wiedzie życie przegrywa. Co jakiś czas tylko pani pułkownik spoglądała na dziwny wyraz twarzy partnera, który zmuszon był pić napar z doniczkowej ziemi.

W końcu czas na kawę dobiegł końca i oboje udali się do wyjścia, zabierając ze sobą swoje klamoty i różne podręczne rzeczy. Pułkownik zapytała jeszcze w samym progu swojego kompana

Co ta kawa wam tak nie smakowała, szeregowy?

To przez ten młynek, kawowy… odpowiedział zmarniały szeregowiec, zamykając za sobą drzwi wojskowej kantyny.

Ciąg dalszy nastąpi…

O Autorze
Konrad Ja’akov Friedman Legenda podziemia sarmackiego. Bojownik o wolność i szybkość, kombatant i asesor wyklęty. Poglądy polityczne: narodowe, skrajnie erotyczne, anarchomasturbatyzm, narodowy agraryzm, autofellatio, leseferyzm, voyeuryzm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *